Plan fiskalny Bidena może być korzystny dla dolaraJoe Biden zaczyna dziś kadencję prezydenta USA, zastępując Donalda Trumpa. Jest to zmiana o potencjalnie ogromnych implikacjach, o których pisałem już po listopadowych wyborach. Dziś ograniczę do spraw czysto makroekonomicznych, a konkretnie — do impulsu fiskalnego, jaki administracja Bidena chce zafundować amerykańskiej gospodarce. Ten potężny program pomocy finansowej dla konsumentów i firm może sprawić, że gospodarka wyjdzie z kryzysu epidemicznego znacznie szybciej niż inne kraje, a szczególnie strefa euro. To może potencjalnie być czynnik bardzo sprzyjający dolarowi w perspektywie kilku lub kilkunastu miesięcy, jeżeli epidemia zacznie ustępować. Joe Biden chce wprowadzić program wart łącznie 1,9 bln USD, czyli około 9 proc. amerykańskiego PKB, finansowane oczywiście dzięki zwiększonemu deficytowi budżetowemu. Pod względem wielkości jest to program podobny do tego, który administracja USA wprowadziła w zeszłym roku. Różnica polega na tym, że w zeszłym roku był to program ratujący gospodarkę przed całkowitą zapaścią, a teraz jest to program mający zapewnić szybsze wyjście z kryzysu. Żaden inny duży kraj na świecie nie planuje tak odważnego programu wsparcia. Amerykanie zrobili krok do przodu w adaptacji do nowych paradygmatów ekonomicznych, które wskazują, że rząd po kryzysie nie powinien zbyt szybko zaciskać pasa. Program ma się składać z jednorazowych bezpośrednich transferów dla ludności w wysokości 2000 USD na głowę (to koszt 425 mld USD, czyli około 2 proc. PKB), zasiłków dla bezrobotnych (300 mld USD), cięć podatków i dodatkowych urlopów rodzicielskich/zdrowotnych (200 mld USD), dodatkowego finansowania szkół (170 mld USD), gwarancji kredytowych dla firm (50 mld USD), a także z wielu mniejszych dotacji. Celem jest nie tylko wsparcie popytu w okresie wychodzenia gospodarki z dołka, ale również ograniczenie ubóstwa. Kongres może nieco zmniejszyć finalną wielkość programu Bidena — jego imponujące rozmiary mogły wynikać z ustawienia ambitnego punktu odniesienia przed głosowaniami w Izbie Reprezentantów i Senacie. Nawet jednak po ewentualnych cięciach będzie to program imponujący. Wielu amerykańskich ekonomistów uważa, że wielkość wsparcia może doprowadzić nawet do przegrzania gospodarki w okresie, gdy epidemia COVID-19 znajdzie się pod kontrolą. Lawrence Summers, profesor Uniwersytetu Harvarda i były sekretarz skarbu, twierdzi, że takiego lekkiego przegrzania gospodarka może potrzebować po kryzysie. Jeżeli rzeczywiście amerykańska gospodarka zacznie gwałtownie przyspieszać od wiosny lub lata, to może umocnić dolara. Dojdzie prawdopodobnie do sytuacji, w której Amerykanom uda się podnieść i realny wzrost PKB, i inflację znacznie szybciej niż innym dużym krajom, a szczególnie krajom strefy euro. Dlatego też podnoszenie stóp procentowych może zacząć się szybciej w USA niż Europie. Nawet jeżeli stopy pozostaną niskie bardzo długo (może nawet kilka lat), to oczekiwana różnica w tempie ich podnoszenia może wpływać na kursy walut. Na wykresie pokazuję, że różnica w trendach inflacyjnych dość dobrze wyjaśnia zmiany kursu dolara wobec euro. Euro umacniało się wtedy wobec dolara, kiedy Europie udawało się wychodzić z inflacyjnego marazmu lub kiedy w inflacyjny marazm popadała amerykańska gospodarka. Strefa euro może mieć jednak problem z przywróceniem inflacji na odpowiedni poziom, czyli w okolice 2 proc. Przy już niskich stopach procentowych inflacja zależy głównie od polityki fiskalnej, a kraje strefy euro nie mają aż tak ambitnych planów pod tym względem jak USA.

|